National Motorcycle Museum - Birmingham

Legends live on. Pod tym hasłem brytyjski ruch motocyklowy w 1984 roku ogromnym nakładem sił i środków stworzył pod Birmingham na skrzyżowaniu autostrady M42 i drogi A45 uznawane za najwspanialsze motocyklowe muzeum świata – National Motorcycle Museum.

W dniu otwarcia kolekcja liczyła 350 –ąt w pełni sprawnych doprowadzonych do stanu idealnego motocykli wyprodukowanych wyłącznie siłami Imperium Brytyjskiego. Poprzez lata kolekcja rosła aby osiągnąć imponujący stan w liczbie przeszło 650-ciu modeli, stając się przez to największym tego typu muzeum na świecie. Podkreślmy – motocykli wyłącznie produkcji brytyjskiej.

I zapewniam ze nie znajdziecie dwóch egzemplarzy tego samego modelu.

Ta duma wysp brytyjskich została w 2003 roku nawiedzona przez kataklizm w postaci pożaru, który doszczętnie strawił blisko 400 pojazdów i prawie wszystkie budynki. Gdziekolwiek na świecie oznaczałoby to prawdopodobnie koniec istnienia muzeum, ale nie w Anglii. Tu duch motocyklizmu jest tak silny, że w odbudowę zaangażowali się niezliczeni brytyjscy bikerzy, serwisy , warsztaty i małe manufaktury produkujące części do weteranów. Tylko 15 miesięcy po tragedii muzeum otwarto ponownie. Aż trudno uwierzyć że w tak krótkim czasie wszystkie spalone motocykle odbudowano do stanu perfekcyjnego, ale to prawda. A pożarowi poświecono osobną istniejącą do dziś wystawę zatytułowaną „Rosnące z płomieni…”. Widać na niej z jakiego stanu mozolnie odbudowywano spalone doszczętnie sprzęty.

W pięciu kolejnych salach ustawione są setki motocykli poczynając od 1895 roku (!) do lat sześćdziesiątych poprzedniego wieku. Warto dodać dla przypomnienia (naszym młodszym kolegom dla których motocykle zaczęły się od „erjedynki” czy „giksera”) że do lat sześćdziesiątych XX-ego wieku brytyjski przemysł motocyklowy był dominujący w Europie (i nie tylko). Japończycy byli wtedy na etapie motorowerów oraz rozbierania i kopiowania wszystkiego co im się udało w Europie kupić. A czym to się skończyło doskonale wszyscy wiemy patrząc na takie same wyświetlacze ciekłokrystaliczne naszych coraz bardziej takich samych pozbawionych duszy motocykli - tęskniąc za okrągłymi zegarami ze wskazówką i normalnym okrągłym reflektorem.

Oprócz samych motocykli historia rozwoju produkcji jednośladów na wyspach opowiedziana jest też przy użyciu wiszących za eksponatami historycznych zdjęć pokazujące m. innymi pędzących w trakcie niezliczonych kiedyś wyścigów ulicznych motocyklistów w pilotkach i goglach z białymi powiewającymi szalikami zamiast chust..

Wydaje wam się że znacie brytyjskie marki? Triumph, Norton, BSA, Rudge, Vincent prawda? A znacie takie jak: Clyno, Wooler, Humber, Comet, Scott, Grindlay czy Chater –Lea? I jeszcze ze dwadzieścia innych? Ja też się zdziwiłem, a nawet zdumiałem bogactwem marek które kiedyś całkowicie dominowały na rynku brytyjskim. Oniemiałem jednak kiedy zobaczyłem nortonowski dwucylindrowy silnik wankla. Tak, tak DWU-cylindrowy. Mało? Są tam też motocykle o napędzie… rakietowym służące do bicia rekordów prędkości, wojskowe, policyjne, ratunkowe, wyścigowe i enduro.

Do muzeum wszedłem z nastawieniem...20 minut, i jedziemy dalej (w kierunku Isle of Man które było celem wycieczki), a wyszedłem po przeszło dwóch godzinach wręcz zszokowany bogactwem ekspozycji. A zresztą niech przemówią po prostu zdjęcia. Wszak legends live on.