Jechałem w Tour de Pologne

 

 

Moja wizja jazdy z kolarzami w peletonie na TDP jaką miałem w głowie, czyli – będziemy się wlekli 40-50 km/h albo i wolniej okazała się całkowicie błędna. Okazało się że jeździ się na pełnym gazie, na maksymalnych hamowaniach, oczy należy mieć dookoła głowy i często jest to jazda na dosłownie milimetry między kolarzami, ale zacznijmy od początku…

Co to jest "Tour De Pologne"?

 

Jest to wieloetapowy szosowy wyścig kolarski klasy World Tour, będący jedną z najbardziej prestiżowych międzynarodowych imprez sportowych w Polsce. Od 1. edycji w 1928 do 49. w 1992 posiadał status wyścigu amatorskiego.  Od 1993 – po przejęciu organizacji przez Czesława Langa – jest w pełni zawodowy. Od 2005 należał do cyklu UCI ProTour, od 2009 do UCI World Ranking, od 2011 do UCI World Tour. Tour de Pologne przez UCI oceniany jest jako drugi po Tour de France najlepiej zorganizowany wyścig kolarski na świecie. Obecnie trasa liczy ok 1200 km i składa się z 7 etapów. W przyszłym roku (czyli 2018) czeka nas 75 rocznicowa edycja tego kolarskiego klasyka. 

I co to jest UCI której licencję musisz mieć gdybyś chciał pojechać w TDP ?

Międzynarodowa Unia Kolarska (franc. Union Cycliste Internationale) – załozona została w 1900 roku. UCI zajmuje się propagowaniem kolarstwa, organizowaniem zawodów, ustanawianiem standardów sprzętowych, kontrolowaniem zawodników oraz ustalaniem ich list rankingowych w sportach kolarskich. Siedziba Unii znajduje się w Aigle, w południowo-zachodniej Szwajcarii. UCI jest organizatorem wyścigów kolarskich klasy World Tour do których zaliczany jest Tour de Pologone.

A teraz już o motocyklach na TdP, czyli Medialna Grupa Motocyklowa "Hornet"

Istnieje od 2006 roku. Obsługuje wyścigi kolarskie i inne imprezy sportowe. Od 2015 zabezpiecza wyścig Tour de Pologne. Jest to jedyna grupa profesjonalna w kraju posiadająca licencję międzynarodową UCI. Członkami grupy są doświadczeni motocykliści - sędziowie kolarscy, ratownicy medyczni i drogowi PZMOT czy byli policjanci z RD. Każdy z członków grupy posiada indywidulana licencję UCI. Grupa liczy ok 30 członków. Posiada na wyposazniu samochód technicnzy oraz motocykl ambulans. MGM Hornet zabezpiecza wiele dużych umprez np. World for Run itd.

 

Jak było?

Grupa motocyklowa zabezpieczająca wyścig pracuje od samego rana, a kończy w nocy. Wynika to z tego że na każdy etap (liczący od 130 do 240 km) trzeba dojechać ( czasem 50 a czasem 130 km), a potem po etapie wrócić do hotelu (czyli znowu od 50 do nawet 170km extra). Dzień zaczyna się od mycia motocykli i tankowania. Po czym motocykliści pojawiają się na starcie etapu z samego rana (mimo tego że start etapu zaczynał się zależnie od długości ok 13-15) ponieważ ich zadaniem jest zorganizowanie „miasteczka startowego” czyli kierowanie ruchem i parkowaniem ekip dojeżdżających autobusami (a jest ich 18), samochodami serwisowymi (po 3 na team kolarzy) oraz licznymi dodatkowymi pojazdami technicznymi, karetkami, kolumną reklamową jadąca przed wyścigiem itd. Jednym słowem przez 4 godziny przed rozpoczęciem danego etapu motocykliści muszą poustawiać całe to towarzystwo na parkingach, a potem dopilnować aby pojazdy idące w kolumnie za wyścigiem (a jest tego ze 35 pojazdów) ustawiły się we właściwej kolejności. A jest naprawdę z tym międzynarodowym towarzystwem co robić. Tak więc zanim etap wystartuje motocykliści są już tak naprawdę po wielogodzinnej ciężkiej pracy.

Grupa motocyklowa składa się z 23 kierowców. Podzieleni sa na grupy funkcyjne. Mamy więc trzy motocykle które wiozą fotoreporterów, najliczniejszą i najbardziej zapracowaną w trakcie wyścigu grupę marshali , motocykle z sędziami, moderatora wyścigu, motocykle z gps.  Wszystkie pojazdy w kolumnie w tym i motocykle wyposażone są w łączność radiową. Zabronione jest używanie interkomów i telefonów komórkowych. W radiu nieustająco podawane są komunikaty dot. przebiegu wyścigu oraz polecenia sędziowskie dotyczące motocykli i samochodów z kolumny.

Zadaniem Marshali jest oznaczanie i zabezpieczanie miejsc niebezpiecznych na trasie. Czyli wysepek, zwężeń, ostrych zakrętów, dziur i wszystkiego tego co mogło by doprowadzić do kraksy peletonu. W związku z tym Marshale jadą przed wyścigiem i w takich miejscach zatrzymują się i machając chorągiewkami - wspomagając się gwizdkami, pokazują kolarzom na co mają uważać i w która stronę jechać, czy też jak omijać te nasze nieszczęsne budowane na środku drogi wysepki. Kiedy kolarze już przejadą marshal wskakuje na motocykl i musi przebijać się przez całą kolumnę samochodów, a potem peleton i ewentualną idącą przed nim ucieczkę na sam przód po to żeby zabezpieczyć kolejne miejsce. W związku z tym marshale wręcz tyrają na wyścigu i nieustająco muszą gonić i wyprzedzać całe to towarzystwo. Wymaga to jazdy na pełnym gazie, pełnej koncentracji, ponadprzeciętnych umiejętności i … zimnej krwi.

Najłatwiejszą robotę mają motocykle sędziowskie, radio wyścigu, gps i moderator – jadą cały czas w kolumnie wyścigu jego tempem pilnując aby wszystko odbywało się zgodnie z zasadami oraz w przypadku sędziów decydują kiedy motocykle marshali i fotoreporterów mogą próbować przebijać się na czoło wyścigu.

Ponieważ jechałem z fotoreportem więc również co chwile musiałem przebijać się przez peleton na sam początek wyścigu po to aby zatrzymać się w miejscu dogodnym do robienia zdjęć, a po „sesji” znowu przebijaliśmy się przez kolumnę aut serwisowych, potem po zgodzie sędziego przez peleton, pogoń za ucieczką , wyjście na sam początek wyścigu na „sesję” i tak w kółko. Dodatkowo fotoreporterzy chcą robić zdjęcia z bliska kolarzom z peletonu więc po drodze były jeszcze akrobacje z jazdą na bliskim dystansie z boku czy z przodu, z fotoreporterem który wygina się na wszystkie strony żeby zrobić dobre ujęcie i to wszystko trzeba zrobić tak, aby nie przeszkadzać kolarzom, czy kamerzystom telewizyjnym. Szczerze? Więcej się patrzy w lusterka momentami niż do przodu a manetka gazu co chwile jest odkręcona na full.

 

 Dlaczego jest ciężko? Otóż kolarzom motocykle przeszkadzają więc robią wszystko żeby je dosłownie eliminować z wyścigu.  Już samo przebijanie się przez kolumnę aut technicznych jest szalenie niebezpieczne , ponieważ wyścig idzie bardzo wąskimi drogami i motocykle mają często miejsce po lewej na wyprzedzenia o szerokości kierownicy. A kierowcy aut teamów kiedy są radiem wzywani do swoich zawodników (a to bidon, a to awaria…) niczym kamikadze „wbijają” się na lewą stronę jezdni która jest strefą „motocyklową” i nie patrząc na nic i nikogo lecą na pełnym gazie do swojego zawodnika. I wtedy jest już na milimetry…

Przejazd przez peleton (na co musi wyrazić zgodę sędzia główny jadący samochodem tuż za nim) to jeszcze większa atrakcja i poziom adrenaliny rośnie maksymalnie. Peleton jest często rozciągnięty na kilkaset metrów i kiedy zaczyna się go wyprzedzać nagle okazuje się że powiał boczny wiatr i kolarze wachlarzem zmieniają stronę jezdni zamykając motocyklistę między sobą i wypychając go dosłownie na pobocze. Nieraz jedzie się wtedy dosłownie po samej linii kończącej szosę mając dookoła siebie w odłegłosci 2-3 cm  kolarzy. I oni ci nie ustąpią, ani nie zrobią więcej miejsca. Bo wyścig (i słusznie) jest dla nich. Jeszcze gorsze co się może wydarzyć wtedy to zaczynające się zjazdy na których absolutnie motocykli nie powinno być ani przed ani miedzy kolarzami. Dlaczego? Dlatego że kolarze pędzą na winklach po zjazdach z takimi prędkościami i w takich złożeniach że żaden motocykl nie jest w stanie im uciec. Zjazdy to prędkość peletonu 90-105 km/h po zakrętach gdzie motocykle są w stanie maksymalnie jechać o 10-15 km wolniej, a samochody niewiele szybciej mimo pisku opon tracących przyczepność. W takim przypadku należy motocyklem po prostu uciec na pobocze i przepuścić kolarzy, po to żeby spróbować się przebić raz jeszcze.

Inną atrakcją są strefy „bufetu” dla kolarzy gdzie bidony latają niczym bomby ze sztukasów i można nieźle oberwać.

Dlatego każdy przejazd przez peleton musi być dobrze przemyślany, w dobrym miejscu zrobiony i wykonany na pełnym gazie. Ale czasami się nie udaje i... wtedy próbuje się jeszcze raz, albo i jeszcze raz.

 A na podjazdach? Wyścig prowadzony jest w górach po dróżkach szerokich często na maksium 2 metry z podjazdami o takim kącie nachylenia, że przede wszystkim motocykle z fotoreporterami w przypadku zatrzymania się (a zdarza się korek, kiedy kolarze pełzną pod górę z prędkości 6-10 km/h)  nie są w stanie ruszyć bo idą na koło, a trzymane na przednim hamulcu zsuwają się i tak do tyłu. Niestety nasi fotoreporterzy to chłopy po 100 kg objuczone jeszcze aparatami z fotoobiektywami typu „armata” i motocykle po prostu na takich podjazdach są kompletnie niedociążone z przodu i jechać 6 km/h się prawie nie da. Oj – nie licząc dwóch Hond z automatami DCT które tutaj pokazały że są genialne.

Oczywiście w trakcie wyścigu motocykliści muszą też bardzo uważać na wbiegających pod koła kibiców, a ci którzy jadą przed wyścigiem na pojawiających się znikąd na trasie wszak zamkniętej miejscowych kierowców aut, czy traktorów którzy mimo dobrego zabezpieczenia trasy przez Policję jednak gdzieś tam zawsze próbują jeszcze przejechać na zasadzie „a ja panie tylko z pola na pole ursusem skoczę”.

Żeby było jeszcze trudniej motocykliści pod groźbą kar finansowych ze strony UCI muszą przestrzegać takich zasad jak: 3 km przed meta nie ma być prawa z przodu żadnego motocykla, nie wolno być między ucieczką a peletonem jeżeli różnica czasowa kurczy się do 15 sekund, nawet jeżeli miałbyś uciec w pole, to masz uciec. Tak samo nie wolno na premiach lotnych czy górskich być przed kolarzami i należy dodatkowo pilnować się aby nie wjeżdżać kamerzystom przed obiektyw w trakcie przebijania się do przodu i tak mógłbym długo… Krótko mówiąc „siwy dym”.

Warto w tym miejscu wspomnieć że w wyścigu jadą jeszcze trzy motocykle z kamerami prowadzącymi transmisje telewizyjną live. Jest to ekipa z Francji, która wspomagana jest jeszcze przez ich własny helikopter.

I kiedy po wielu godzinach kiedy kończy się etap i dosłownie spadasz ze zmęczenia z motocykla, uświadamiasz sobie że masz jeszcze dzisiaj do zrobienia np. 170 km do hotelu.

Oczywiście wyścig jedzie w każdych warunkach pogodowych wiec jeżeli wystartuje się „na letnio” a po drodze przyjdzie burza, to cóż…. Jedzie się w niej tak jak jest się ubranym.

Przez tydzień takiej jazdy peleton pokonał ok 1120 km. Natomiast motocykliści Horneta zrobili po 3-3,5 tys. km pracując od 8.00 do 23.00 dzień w dzień. I takie to „wakacje na motocyklu” były.

Po tej istnej harówie z Hornetem na trasie TDP zrozumiałem dlaczego Lang Team pracuje tylko z nimi. Bo to są profesjonaliści, doskonali motocykliści z wyobraźnią, ogromnym doświadczeniem, których z równowagi nie wyprowadza na trasie po prostu nic. Cała grupa prezentuje co najmniej ponadprzeciętne umiejętności techniczne i wiem ze jechałem z kwiatem polskiego motocyklizmu. To są najlepsi z najlepszych i nikt nie jest tutaj przypadkowy. A maskotka grupy czyli jedyna dziewczyna jadąca jako marshal Asia Madej nie potrzebuje nawet radia do komunikacji. Oj nie… bo jej głos słychać przez cały peleton J I tylko ją kolarze przepuszczali między sobą co doprowadziło mnie do wniosku, że na następny Tour założę perukę z długimi blond włosami bo coś mi mówi że to pomaga ;-)

Dziękuje Adamowi Michcie i całej MGM Hornet za możliwość jazdy w TDP. To była niesamowita motocyklowa przygoda klasy światowej. :-) 

 Reportaż wraz z wywiadem z Adamem Michtą ukazał się w nr 11/2017 "Świata Motocykli"

HOME