Sposoby pakowania bagażu solo i z pasażerem, czyli obyś nie leciał pijanym bombowcem

 

 

Jest wiele szkół i patentów pakowania motocykla, więc omówię tu tylko zasady podstawowe w rozbiciu na solo i z pasażerem.

Najpierw zasady podstawowe:

1.       Jeżeli chcemy uniknąć przyśpieszonej wymiany tylnego amortyzatora nie przekraczamy dopuszczalnej masy całkowitej motocykla.

2.       Jeżeli przytraczamy jakaś torbę, czy worek do motocykla to nie żadnymi gumami, gdyż lubią sobie pękać tylko pasami zaciągowymi – np. takimi jak są stosowane do dachowym bagażników samochodowych.

3.       Ładując torbę na zbiornik paliwa sprawdzamy czy nie przeszkadza kierownicy przy jej maksymalnym skręcie

4.       O ile mamy kasę kupujemy sobie komplet trzech kufrów ze stelażem. Przy czym o zestawach fabrycznych zapominamy, bo akcesoryjne zmieszczą więcej, a kosztować będą sporo mniej. Tylny kufer niech będzie maksymalnie duży. Może też mieć domontowane oparcie dla pasażera i dodatkowy bagażnik na górnej pokrywie. O wiele praktyczniejsze i pojemniejsze są tez kufry z tworzywa niż metalowe skrzynki. Ważą też same o połowę mniej, a wyładowany taki kufer w przypadku upadku motocykla ma uwierzcie niewiele mniejszą odporność na uderzenie niż metalowa skrzynka. Zestawy skrzynkowe kosztują krocie i aczkolwiek wyglądają lansersko to pod względem funkcjonalności (o ile nie jedziecie w poprzek przez Saharę) i pojemności przy plastikach wysiadają. To ma być praktyczne, funkcjonalne i obszerne.

5.       O ile kasy mamy mniej kupujemy tylny duży kufer (min 50 l) i boczne sakwy, które przewiesza się przez tylną kanapę.

6.       Nigdy przenigdy nie jeździmy z żadnym plecakiem na sobie. Raz, że się męczymy, dwa plecy nie oddychają, trzy – nawet przy upadku z prędkości 20 km/h możemy z tym cudem wyjść ze złamanym kręgosłupem.

 

Pakowanie motocykla solo:

W tym przypadku mamy o tyle łatwo, że mamy sporo więcej możliwości, sporo więcej miejsca i przede wszystkim nikt nam nie marudzi jak mu wyrzucamy niepotrzebne klamoty chcąc jakoś załadować sprzęta bez konieczności wypożyczania przyczepki na Statoil.

Przód motocykla:

Torba na zbiornik zwana tankbagiem. Jeżeli zbiornik jest metalowy to kupujemy torbę z jak największą ilością magnesów. Porządna torba nie będzie się suwać i nie musimy do niej stosować żadnego paska którym trzymana jest dodatkowo przy główce ramy. Torba na zbiornik to szalenie funkcjonalna rzecz. Można mieć w niej mapy, picie, zapasowe rękawiczki , aparat foto etc. I najważniejsze – masz do tego dostęp bez zsiadania z motocykla. Kupujemy tylko torbę, która ma na wyposażeniu pokrowiec przeciwdeszczowy i ma mapnik. Nawet, jeżeli korzystamy z nawigacji GPS (czyli kolejnego gadżetu który wciskają nam na motocykl jako niezbędny) mapnik na torbie bardzo się nam przyda, kiedy GPS padnie, zawiesi się, ukradną go, rozleci się od upadku bądź przegrzeje od słońca albo straci szczelność w deszczu.

Do torby możemy włożyć też ciężkie rzeczy typu blokada na koło, czy łańcuch oraz spray do łańcucha (chyba że mamy napęd kardanem). Dociążamy tym wszystkim przód motocykla, który po załadowaniu bagażami właśnie przód będzie miał  przeważnie mocno niedociążony.

Miejsce, na którym leży torba na zbiornik warto wykleić transparentną folią – nie porysuje nam lakieru.

Jeżeli mamy zbiornik paliwa wykonany z tworzywa wtedy kupujemy tylko i wyłącznie torbę dedykowaną do tego modelu motocykla, która wyposażona jest w odpowiednie mocowania gwarantujące jej stabilność w trakcie jazdy.

Nigdy przenigdy nie zakładamy torby na zbiornik z dodatkowymi bocznymi sakwami otulającymi zbiornik paliwa i nigdy przenigdy nie montujemy żadnych sakw na gmole.

Chyba, że chcemy uzyskać wzrost zużycia paliwa o 20 %-ent i efekt zataczającego się przeładowanego bombowca z dobijającym przy ostrzejszym hamowaniu przednim zawieszeniem do zera.

Tył motocykla:

Jeżeli jedziemy sami możemy poszaleć. Do dyspozycji mamy tylną część kanapy, boki motocykla oraz cały tylny kufer. Więc problemu z zabraniem wszystkiego, co przyjdzie nam do głowy nie będzie.

Ale pamiętajmy: najcięższe rzeczy włóżmy między siebie a tylny kufer, czyli na miejsce pasażera. To miejsce jest przystosowane i od strony dopuszczalnego obciążenia i od strony właściwości jezdnych do przenoszenia masy kilkudziesięciu kilogramów.

Jadąc sami możemy uniknąć w ten sposób poszerzania motocykla o boczne kufry czy sakwy pozostając przy tankbagu, kufrze centralnym i torbie za naszymi plecami.

Będziemy sprawniejsi w mieście czy autostradowym korku, a motocykl spali nam o wiele mniej paliwa dzięki mniejszemu oporowi powietrza.

W przypadku jazdy solo z bagażami podciągamy tylko sprężynę tylnego amortyzatora o tyle ile ważą bagaże plus my w ciuchach i kasku pozostawiając regulację odbicia (czyli taką mała śrubkę umieszczoną w dole tylnego amortyzatora) bez zmian. Chyba, że zabieramy ze sobą 100 kg bagażu.

Jeżeli mamy regulację przodu to utwardźmy zawieszenie o jeden stopień pomiarowy wykręcając śruby regulacyjne w obu goleniach widelca.

Pakowanie motocykla na dwie osoby.

No i to już takie proste nie jest, ponieważ dochodzi nam czynnik ludzki, czyli przeważnie dużo niepotrzebnych nam rzeczy (ba, o istnieniu niektórych z nich nawet nie wiedzieliśmy wcześniej) uznanych przez przeważnie damski głos za absolutnie, ale to absolutnie niezbędne.

A miejsca mamy mniej o tylną kanapę i musimy pamiętać o rozkładzie mas między kołami i totalnym przeregulowaniu tylnego zawieszenia oraz napompowaniu kół do wartości maksymalnych, (co czynimy na zimnych nie na ciepłych koledzy i koleżanki oponach - korzystając do pomiaru ciśnienia z DOBREGO elektronicznego ciśnieniomierza, czyli te śrupy ze stacji paliw odpadają).

Przód pakujemy bez zmian, bo cudów nie ma. W każdym razie wszystko, co ciężkie do tankabgu. Przód i tak będzie niedociążony chyba, że dysponujemy motocyklem specjalnie dedykowanym do turystyki, gdzie konstruktorzy tak ustawili kąt ramy, aby nawet na full obciążony motocykl prowadził się dobrze bez tracącego przyczepność przedniego koła.

Na tyle natomiast wszystko, co najcięższe pakujemy do bocznych kufrów, albo sakw, tylny kufer pozostawiając na mniej ważące przedmioty np. odzież, śpiwory oraz na kombinezony przeciwdeszczowe. Namiot pakujemy na kufer i troczymy go razem z kufrem do stelaża, (a najlepiej jeszcze do ramy motocykla) pasem samozaciągowym, o którym, wspominałem wcześniej. Staramy się aby tylny kufer miał na tyle ile się da niską masę bo to on będzie decydował o tym jak będzie się zachowywać nam obładowany motocykl przy ruszaniu (czyli na ile przednie koło będzie próbowało nam uciec do góry).

Na koniec ważymy wszystkie bagaże po kolei. W szczególności ważne jest, aby boczne kufry/sakwy ważyły tyle samo. Inaczej nasz sprzęcik będzie inaczej zachowywał się w prawym a inaczej w lewym zakręcie. Takie „nieporozumienie” czasami kończy się niespodziewanym wyjazdem tylnego koła spod pupy i zakończeniem wycieczki 2 kilometry od domu. A wszak nie o taki spektakularny efekt nam chodziło.

Jak ważyć? Bierzemy zwykła wagę domową, ważymy najpierw siebie, a potem wchodzimy na nią trzymając po kolei każdą sztukę bagażu. Używając nauki zwanej matematyką na poziomie dodaj/ odejmij i zsumuj wiemy dokładnie ile, czego i gdzie mamy.

Uwaga: unikamy też pakowania dodatkowych bambetli na boczne kufry czy troczenie ich do sakw jak również mocowania czegokolwiek co waży więcej niż 2 kg popularną siatka bagażową zwaną „pająkiem”.

Dlaczego?

Bo jeżeli załadujemy po jakimś worku na boczne kufry to będziemy musieli zabrać ze sobą jeszcze przenośną drabinkę, żeby nasz pasażer mógł jakoś wsiąść , a dwa nawet jeżeli już uda mu się w taki „fotel” posadzić pupencję to pamiętajmy, że jeżeli jakimś nieszczęśliwym trafem będziemy się z motocyklem kładli to nasz pasażer nie ma żadnych szans na oddzielenie się od motocykla. Czyli może zostać przez niego po prostu zmielony. Zapewniam, że jest to widok makabryczny.

Co do siatek bagażowych zwanych „pająkami” to świetnie wspomagają one pakowanie, ale używajmy ich tylko po zasadniczym zamocowaniu bagażu pasem samozaciągowym. Pająk ma tylko ograniczyć np. łopotanie bagażu na wietrze. Sam w sobie jest wbrew pozorom słaby i za mocno naciągnięty może pęknąć.

Musimy pamiętać też aby przy maksymlanym obciążeniu motocykla (a mozę być w dwie osoby z bagażami nawet przeciążony) sprężynę tylnego amortyzatora naciągnąć maksymalnie (czyli w prawo), a śrubkę która jest w jego dolnej części (wielu motocyklistów w ogóle nie wie, że ma tam dodatkową regulację) wkręcić śrubokrętem do oporu w prawo i wykręcić tylko o pół do 3/4 obrotu. (standardowo do jazdy na solo będzie wykręcona od jednego do półtora obrotu). Ta śrubka decyduje o tym jak motocykl będzie zachowywał się na dziurach i czy bezie pływała czy nie w zakrętach, tzn. mówiąc prosto jak bardzo mocno będzie przede wszystkim Wasz pasażer obrywał po kręgosłupie i ma wpływ na bezpieczeństwo jazdy w łuku.

Jeżeli nie zmienimy tego ustawienia to motocykl pomimo naciągnięcia maksymalnie sprężyny będzie „miękki” a pasażera po 500 km na kiepskich drogach będziecie musieli reanimować.

Jeżeli pomimo takiego ustawienia nadal będziecie czuć, ze motocykl ma za miękki tył to należy tą śrubę wkręcić jeszcze trochę, a nawet do oporu. Jeżeli i to nie pomoże to znaczy, że albo przeładowaliście totalnie sprzęta, albo amortyzator właśnie niestety dożył swych dni.

Przód regulujemy przez utwardzenie śrubami przedniego widelca (o ile moto ma taką regulację) wg odczucia, co do głębokości nurkowania zawieszenia w trakcie hamowania.

A teraz parę słów o tym co zabrać a czego nie.

HOME