MZ ETZ 150

 Motocykl ten wyprodukowany w NRD (czyli kraju którego już nie ma) nabyty został cudem w Warszawie w 1987 roku jako nowy i z racji tego, że nie miałem jeszcze prawa jazdy przywieziony został do Poznania …pociągiem w wagonie pocztowym wzbudzając na Dworcu Centralnym w stolicy i poznańskim Głównym spore poruszenie.

Pierwsze jazdy odbyłem na nim mając jeszcze zabandażowaną w turban głowę i inne części ciała (świeżo po wypadku i skasowaniu Ogara) – oczywiście w głębokiej tajemnicy przed rodzicami.

Motocykl ten był wtedy nowością na rynku. Moja emzetka miała 150 ccm, dwusuwowy oczywiście silnik, pięć biegów, ok. 13 KM mocy i rozwijała maksymalnie 110 km/h paląc średnio ok. 3,5-4 l/100 km. Powiedzmy tez szczerze: pod wiatr w dwie osoby więcej niż 90 km/h nie dawała rady.

Motocyklem tym zwiedziłem z połowę kraju i można powiedzieć, że od tego się to wszystko zaczęło.

MZ ETZ 150 charakteryzował się jak na tamte czasy absolutną bezawaryjnością i nie licząc simeringów przedniego widelca, które puściły po ok. 10 tyś km nie odnotowałem na nim żadnej awarii.

Oprócz poręczności i zwinności motocykl ten charakteryzował się beznadziejnym wręcz trzymaniem na mokrej nawierzchni i nie bez kozery (tak samo jak i jego starszy brat MZ ETZ 251) nazywany był „łyżwą”. Odpowiedzialne za to były enerdowskie opony marki Pneumat. Myślę, że mają one nie jedno życie na sumieniu.

Dzięki tym oponom i małemu doświadczeniu trzykrotnie położyłem się na deszczu, przy czym raz emzetka weszła mi w poślizg i przedniego i tylnego koła, co zakończyło się dla niej efektownym dwukrotnym saltem wykonanym przez przednie koło.

Do MZ ETZ 150 wykonałem przy wydatnej pomocy mojego ojca turystyczną wleczoną dwukołową przyczepkę motocyklową (rok pracy), która stanowiła moją pracę dyplomową w szkole średniej. Wygrałem nią konkurs nawet na Młodego Mistrza Techniki. Swoistym patentem było tu połączenie motocykla z przyczepą w postaci nowatorskiego przegubu o sześciu stopniach swobody (inżynierowie skumają) czyli motocykl mógł się przewrócić, a przyczepka z nim połączona stała sobie dalej na kołach. Moje cudo po wielu latach zakończyła żywot jako taczka do wożenia piasku i bardzo szkoda, bo myślę, że wyprzedziłem nią rynek o jakieś 20 lat ;-).

MZ ETZ 150 sprzedałem w końcówce roku 1988. Wspominam ją do dzisiaj bardzo ciepło. Jakby ktoś coś słyszał o niebieskiej emzetce 150 o numerze rej. POR 7172 to proszę dać mi znać. Odkupię :-).

POWRÓT